Czyżby upał w mieście był największą karą?
Kiedyś myślałam, że tak. Miasto jednak mile mnie zaskoczyło. Przede wszystkim placami zabaw, basenami i parkami, które mądrze odwiedzając poza porami największego nasłonecznienia odwzajemniają się śpiewem ptaków, szumem fontann i przyjemnie orzeźwiającym wiatrem. Jeśli dodatkowo mam ze sobą wodę dla siebie i dzieci i zadbam o przewiewne ubrania, ten czas jest przyjemny dla wszystkich. Lekkie, ulubione przegryzki i kilka zabawek gwarantują wszystkim udaną rozrywkę.
Często zabieram ze sobą tetrowy ręcznik, który po zwilżeniu wodą fajnie chłodzi kark, a nałożony na budkę dziecięcego wózka chroni przed słońcem i delikatnie nawilża powietrze.Znalazłam kilka placów zabaw, które przed południem i wieczorem są zacienione i o dziwo w czasie wakacji prawie całkiem opuszczone przez dzieci.
Tymczasem wypełniają nam czas świetną zabawą. Małe bose stópki biegające po chłodnym piasku stymulują swój rozwój, a ja mam swoistą namiastkę plaży. Tylko bez tak męczącego w te dni słońca.W czasie upałów pozwalam dzieciom na więcej. Wiem, że tak samo jak dorośli lub może bardziej, mogą być zmęczeni, znużeni, rozdrażnieni, czy po prostu maja dosyć. Jestem dla nich bardziej cierpliwa i wyrozumiała. Dzięki temu udaje nam się miło i aktywnie spędzać czas w centrum miejskiej dżungli.