Mamo, ja chcę do wody!

Właśnie zaklinam pogodę, pakuję letnie ubrania i myk, szybko – biegiem udajemy się nad wodę. W końcu połowa sierpnia. Damy radę.

I tak ładujemy z dziećmi własne akumulatory na cały rok. Grzebanie w (nawet nie najcieplejszym) piasku, jest przyjemne, daje radość dzieciom, a rodzicom przynosi chwilę wytchnienia i spokoju.

Nigdy nie zabraniałam dzieciom wchodzenia do wody i oceniania jej temperatury. Może dzięki temu, każde z nich samo decyduje, czy ma ochotę na kąpiel i jak długą, czy woli inne atrakcje. Każde z nich ma inne poczucie komfortowej temperatury dla siebie. Tak jak dorośli: jedni wolą chłodniejszą wodę i nie odnajdują się podczas upałów, inni zdecydowanie ciepłolubni, z przerażeniem myślą o kąpieli w polskim morzu i wybierają wypoczynek w gorących klimatach. Ale każdy z nas samodzielnie decyduje o sobie.

Tak, pomimo dziwnych spojrzeń babć i innych cioć, daję dzieciom podejmować decyzję. Wchodzą do wody, kiedy chcą i na jak długo chcą. Mam poczucie, że ich pluski są zaspokojone, że bardziej słuchają siebie i swoich potrzeb i tego, co dyktuje im organizm. Nie działają na przekór mnie i sobie.

Czasami widzę zdenerwowanych rodziców, którzy próbują wyciągnąć z wody malucha o gęsiej skórce, fioletowych ustach, telepanego dreszczami. Zastanawiałam się dlaczego dzieci mimo chłodu i poczucia dyskomfortu nie chcą wyjść i ogrzać się. Zauważyłam, że większość opiekunów decyduje za dzieci, kiedy i jak długo mogą pływać. I mimo uprzedzania o tym, jak będzie przebiegał pobyt na plaży, o tym, że opiekunowie mówią kiedy dzieci mogą się kąpać i kiedy muszą się osuszyć, mimo opowiadania o konsekwencjach zbyt długiego pobytu w wodzie (choroba, często kara) lub nawet stosowania nagród za wyjście z wody „na komendę”, dzieci nie robią tego chętnie.

Żeby to zrozumieć wystarczy pomyśleć o sobie. Wyobraźmy sobie, że ze znajomymi idziemy na plażę i dostajemy komunikaty, że nie możemy spędzać całego dnia w wodzie i kiedy nasz przyjaciel uzna, że możemy się kąpać to wejdziemy do wody i musimy pamiętać, że jeśli powie, że należy wyjść, mamy to zrobić. On wie, że lubimy się kąpać. Ale jak zmarzniemy to będziemy chorzy. I jeśli nie wyjdziemy, kiedy nas o to poprosi, nie kupi nam loda. Za to jak go posłuchamy, pójdziemy na pyszny deser. Przychodzimy nad wodę, czekamy na pozwolenie i jeśli je otrzymamy… korzystamy ile wlezie! Bo wiemy, że czas jest ograniczony. Kiedy słyszymy „Wracaj!”, naturalne jest pytanie: dlaczego? A dlatego, że jest nam zimno. Akurat jeszcze nie jest, wiec dlaczego? Bo zmarzniemy. Ale my nie marzniemy (jeszcze). Przeciągnięcie chwili wyjścia jest nieuchronne. I nawet wtedy, kiedy już zmarzniemy nie chcemy wyjść, bo wiemy, że nikt nie pozwoli wejść nam kolejny raz. O lodach i tak już możemy zapomnieć. Nawet jeśli wyjdziemy zgodnie z oczekiwaniami, to zrobimy to w poczuciu, że ktoś inny podjął tą decyzję za nas, a może nawet wbrew nam. Uczymy się wtedy nie wierzyć własnym odczuciom bo przecież przyjaciel wie lepiej kiedy jest nam zimno, a kiedy nie. Wie lepiej niż my sami. To już o krok od podważenia własnej wartości. A przecież to tylko zwykłe wyjście na plażę…

Pozwalam dzieciom na ich odrębność i jeśli w upalny dzień rwę się do pływania, a jedno moich dzieci grzebie w piasku i nie chce wejść do wody, akceptuję to. Innym razem na samą myśl o wodzie mam ciarki, a dzieci chętnie się pluskają. Wiem, że czują się z tym dobrze. Dbam wtedy o ciepłe suche ręczniki, ubrania na zmianę, energetyczne przegryzki i oczywiście napoje.

I już nie przejmuję się spojrzeniami typu „wyrodna matka”, bo radość dzieci to spokój dla mnie. A powrót z plaży jest, tak samo jak pobyt na niej, bardzo przyjemny.

Comments are closed.